Co ty pleciesz?
Ja plotę warkocze...
Warkoczyki dobierane są piękną acz prostą fryzurą. Małe dziewczynki wyglądają w nich super słodko, kobiety uroczo, a konie jak konie.
W swoim życiu włosy uplecione w ten sposób miałam kilka razy. Nie za czasów młodej słodkiej dziewczynki, później, w technikum. Jak byłam dzieckiem zawsze marzyłam o tym by mama mnie tak czesała, niestety nie chciała. Nie to żeby była to jakaś trauma z dzieciństwa, po prostu wspomnienie ze zbioru tych mniej szczęśliwych.
Teraz gdy sama mam dzieci wiem, że nie taki warkocz piękny jak go plotą. A dokładniej nie taki prosty do uplecenia jak się wydaje...
Marzenie mojego dzieciństwa czyli warkocze dobierane próbowałam wykonywać na moich dzieciach już od dawna. Z początku te włoski są cieniutkie i tak gładziutkie, że z każdej gumeczki się wysuną. Ale czekałam już tyle lat by je upleść, że każdy kolejny miesiąc to była pestka. Więc walczyłam i wałczyłam z nadzieją, że w końcu włoski będą współpracować z moimi palcami. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.
Troszkę sobie odpuściłam w międzyczasie z tymi dobieranymi, stwierdziłam, że być może mam zbyt mało zwinne palce by je pleść. Poza tym głupio tak gdy dzieciom ucieka zabawa, bo matka wariatka chce się wyżyć fryzjersko. Tym bardziej, że to Łucja siedziała tę godzinę na krzesełku, a biedna Lila czekała, bo jej jedyne fryzury jakie opanowałam to palma (jedna kitka wysoko na głowie) lub na pieska (dwie kitki, które wyglądają jak puszyste uszy pieska) czyli takie fryzury, których zrobienie trwa minutkę. No chyba, że rozczesuje jej włosy co robię bardzo rzadko. Z reguły włosy Lilianny rozczesywane są w trakcie kąpieli. Jeżeli natomiast już trzeba je rozczesać rano to wtedy też trwa to kilkadziesiąt minut co oznacza dużo mniej czasu na zabawę dla dzieci i lenienia się dla mnie.
Troszkę sobie odpuściłam z tymi dobieranymi, ale... moja mama zrobiła ostatnio dobieranego Łucji. Mi nie robiła, jej zrobiła, ja nie potrafię, ona potrafi- tak nie może być!
Mimo wielu nieudanych prób nie poddawałam się! A przy okazji dowiedziałam się też czemu mi mama ich nie robiła - to niewykonalne na włosach takich jak miałam, czyli takich jakie ma moja Lila. Być może nawet wykonalne przy wyższym stopniu zaawansowania, ale takie piękne loki to aż szkoda pleść. Z resztą moich z roku na rok mniej pięknych loków nie uplotłam w warkocz dobierany przez całe życie, więc jakie są szanse, że uplotę je Liliannie?
Nie poddawałam się i w końcu się to udało!
Jak się domyślacie po lewo dumna nosicielka warkoczyków dobieranych- Łucja, a po prawo Lilianna- nosicielka substytutu warkocza dobieranego. Nawet nie wiem co ona ma na głowie... Jak zobaczyła, że Łucja ma takie warkocze to też je chciała. Długo walczyłyśmy dziś rano by je upleść niestety poległyśmy. Mimo rozczesania przepięknych sprężynek (co już wywołuje u mnie wielkie wyrzuty sumienia) i kilkudziesięciu minut kombinowania to z dwoma po bokach, to z jednym... nie udało się. Zastosowałam tutaj taką fryzurę, która w ciemności i z daleka może przypominać warkocz dobierany no i przede wszystkim zaspokoiła ona oczekiwania Lili:
Ja nauczyłam się pleść warkocze dobierane, a moje córki w tym czasie nauczyły się jeździć na rowerkach. Co prawda mają jeszcze te boczne kółeczka, ale biorąc pod uwagę fakt, że rowerki biegowe leżą w szopce nieużywane, i że te - normalne z kółkami bocznymi były omijane przez moje córki szerokim łukiem od kiedy je dostaliśmy to jest to ogromny sukces!
Zastanawiałam się nawet nad tym skąd w moich dzieciach bierze się ten brak zainteresowania rowerkami. Wszędzie wokół dzieciaki śmigają na biegówkach, że aż strach a moje co najwyżej na hulajnogach. Myślałam, że te prawdziwe rowerki z pedałami coś zmienią gdy dostaliśmy je po jakichś dzieciach - nic z tych rzeczy. Tłumaczyłam małym, że jak się nauczą to wszyscy kupimy sobie rowery i będziemy jeździć na wycieczki i niby się cieszyły jednak do czasu gdy okazywało się, że rowerek nie jedzie sam a trzeba pedałować.
W ten weekend mój chłopak wyciągnął rowerki i chyba był to odpowiedni moment, bo Łucja z rowerka zejść nie chciała. Jeździła tak dużo, że aż kółko boczne się jakoś poluzowało, ale mamusia majsterklepka wykombinowała szybką i łatwą choć brzydką naprawę usterki:
Lilka cały weekend jeździła na hulajnodze jednak dziś coś jej się odmieniło i też wsiadła na rowerek i długo z niego nie schodziła.
Oczywiście patrzą na pedały gdy jadą, nie do końca dobrze idzie im skręcanie, czasem zapomną się i nacisną pedał do tyłu czyli hamują. Oczywiście już usłyszałam, że jakieś dzieciaki z rodziny robiły to szybciej i lepiej, już byłam pocieszana żeby się nie martwić, że mimo wszystko są zdolne i bla bla bla pełne współczucia... ahhh...
"Babciu moja najdroższa CO TY PLECIESZ?"
Najważniejsze dla mnie jest to, że dziewczyny w końcu CHCĄ jeździć - a to przybliża widmo rodzinnych wycieczek rowerowych oczywiście gdy ja przypomnę sobie jak się jeździ :D
Czy o dwóch kołach, trzech czy czterech - kto na to patrzy? Najważniejsze by koła się kręciły, a warkoczyki plotły!
Comments
You can login with your Hive account using secure Hivesigner and interact with this blog. You would be able to comment and vote on this article and other comments.
No comments